POLOWANIE PĘDZONE BEZ PSÓW? NIE DO POMYŚLENIA. PSY W DECYDUJĄCYM STOPNIU PRZYCZYNIAJĄ SIĘ DO SUKCESU PODCZAS POLOWAŃ PĘDZONYCH.
Bez psów płoszących zwierzynę polowania na dużą skalę nie miałyby sensu. Żaden człowiek nie byłby w stanie przedzierać się przez gęste jeżyny, czołgać się przez zarośla, węszyć ani tropić zwierzyny. Podczas polowań pędzonych na zwierzęta kopytne stosuje się dwie strategie. Pierwsza polega na tym, że psy oczekujące na stanowisku zostają spuszczone ze smyczy. Same odnajdują zwierzynę, a potem ją tropią. W tej roli szczególnie dobrze sprawdzają się spaniele i psy gończe. Druga forma polowania polega na tym, że podkładacze doprowadzają psy w miejsca na obszarze łowieckim, w których spodziewają się zastać zwierzynę, a następnie psy odnajdują i podejmują trop. Do tego sposobu polowania zazwyczaj używa się terierów, wyżłów, a także psów gończych. W społeczności myśliwskiej nie ma zgody co do tego, która strategia jest skuteczniejsza.
Jak wiadomo, idealny płochacz, gdy tylko zostanie spuszczony ze smyczy, musi wbiec w gęstwinę, dokładnie ją przeszukać i – nawet na obszarach o niskiej gęstości zaludnienia – jak najszybciej wytropić zwierzynę, aby skierować ją w stronę strzelców. Potrzeba oczywiście sporo czasu, wytrwałości i cierpliwości, by pies stał się niezawodnym pomocnikiem.
Ponieważ podkładacze psów nie wskazują im konkretnego kierunku. Ważne jest również, aby podczas pościgu psy głośno ujadały. Zwiększa to szanse strzelców na oddanie etycznego strzału. Zwierzyna jest w stanie określić położenie psów na podstawie dźwięku, dlatego nie jest zaskoczona i nie ucieka w popłochu.
Psy muszą nauczyć się polować wokół stanowiska podkładacza i powracać do niego. Powinny również wykazywać się pewnym zrozumieniem i pewnością siebie niezbędną do tego, by samodzielnie stawić czoła zwierzynie. Oczekuje się od nich, że będą w stanie odszukać i w razie potrzeby zatrzymać postrzałka.